Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna Forum zostało przeniesione.

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

1

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna -> Absurdalne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Czw 20:44, 17 Wrz 2009    Temat postu: 1

Głos staną jej w gardle, do oczu napłynęły łzy. „Nie tym razem!” wojowniczo wykrzyknęła w myślach i wzięła się mentalnie w garść. Otworzyła usta, wciągnęła trochę pachnącego świerkiem, zimnego powietrza i odpowiedziała nieznaczne „spadaj”, delikatnie się uśmiechając. Spuściła głowę i przyglądała się nierówno powycinanym kawałkom drewna, z których zrobiony był stół. Próbowała się trochę uspokoić, nie psuć sobie całej zabawy – w końcu trochę czekała na ten wypad, miał przypomnieć jej czasy wakacji, na których takie plenerowe imprezy były codziennością. Słysząc w tle gwaru imprezowiczów jego głos i czując na sobie jego przelotne, złośliwe spojrzenia. Sama myśl o nich sprawiała, że jej krew coraz bardziej zbliżała się do niebezpiecznej granicy wrzenia. Zrezygnowana podniosła głowę, rozejrzała się wokół niewielkiej budki, w której siedzieli. Przeanalizowała krótko zachowanie każdego z nich – kto się komu podoba, kto już jest pijany, a kto najchętniej opuściłby już towarzystwo. Jednocześnie z kieszeni spodni wyciągnęła paczkę papierosów. Niepostrzeżenie wyciągnęła jednego i wstała.
- Idę do ToiToia – rzuciła od niechcenia oddalając się od grupy.
Powoli zmierzchało i średnio uśmiechało jej się iść samej po mokrej od rosy i psich szczyn trawie, tym bardziej, że poczucie przytłaczającego smutku i złości potęgował zimny wiatr. Mimo to zawzięcie szła przed siebie. Minęła śmierdzący wychodek i skręciła nieoświetloną uliczką w lewo. W gruncie rzeczy było jej obojętne, gdzie teraz jest, cieszyła ją jedynie myśl, że zapomniała zostawić papierosy w budce i będzie miała, co palić. Gdy odeszła na tyle daleko, że nie dochodził do niej, ani gwar z pola domków, ani ostre światło kilku ustawionych chaotycznie, spokojnie wyjęła zapalniczkę i odpaliła papierosa. Przyglądała się tępym wzrokiem jak powoli z każdym kolejnym zaciągnięciem żar czerwienieje i blednie, czerwienieje i blednie… I zbliża się coraz bardziej do jej zmarzniętej dłoni. Paląc tak i skupiając na bzdurach, by dać odpocząć zmęczonemu umysłowi i rozdartemu sercu nie zauważyła nawet, że odeszła taki kawał, że nie bardzo miała pojęcie gdzie właściwie się znalazła i dokąd powinna iść. W pierwszej chwili poczuła niepokój i chciała wracać, ale zaraz potem przed oczami, na tle ciemnego, pełnego zagubionych dusz lasu, pojawiła jej się jego twarz, radosny i wredny uśmiech z dogryzienia jej z niewiadomego powodu. Przeklęła pod nosem i zapuszczając się dalej w głąb lasu odpaliła kolejnego papierosa…


***

-A Agata gdzie? – zapytała brunetka lekko pijanym głosem.
- Poszła do ToiToia – odpowiedział któryś z chłopaków, śmiejąc się w głos. Prawdę mówiąc gdyby ktoś ją teraz zapytał, nie potrafiłaby wskazać, który z nich udzielił jej informacji.
- Nie wydaje wam się, że trochę za długo tam siedzi? – ciągnęła zaspana, ale lekko zaniepokojona
- Może się zacięła – zaśmiał się Wojtek.
- Pójdę sprawdzić – rzucił jeden z głosów. Czyjaś sylwetka podniosła się z drewnianej, krzywej ławy i oddaliła się, lekko zataczając. Kamila uspokoiła się. Pijacka logika podpowiedziała jej, że już nie ma się czym martwić, ten ktoś, kto po nią poszedł na pewno przyprowadzi dziewczynę z powrotem, co najwyżej brudną i zarzyganą. Położyła głowę na ramieniu koleżanki i przymknęła na chwilę oczy.
Wokół niej wszystko wirowało, było głośno, grała muzyka, śmierdziało szlugami. Impreza jej się podobała.

***

- Nawet jeżeli nie zauważą, to co? Jak uciekałam z domu, też nikt nie zauważył. Włóczyłabym się całą noc na dworze, gdyby nie Robert, bo tylko on był ze mną. No i ty, ale ty jesteś zawsze i zamiast mnie opierdolić, sam pomogłeś mi wyjść. Ale chyba wtedy miałeś rację… Teraz będziemy sobie łazić po lesie, aż nie przypomnę sobie skąd przyszliśmy. – mówiła sama do siebie. Gdyby ktoś popatrzył z boku, uznałby ją za obłąkaną i nie pomyliłby się. Tylko niewiele ludzi miało odwagę przyznać, że o tym wie i powiedzieć na głos, zawsze łatwiej było stwierdzić, że po prostu jest pijana, albo się zdenerwowała. Idąc tak w ciemności, starając się nie widzieć twarzy i cieni, które wyglądały na nią zza każdego drzewa, powoli zapominała nawet o tym, że jest zimno. Odpalała papierosa za papierosem, czasem odgarniając z twarzy niesforne kosmyki włosów, które wysunęły się z niedbale zawiązanego kucyka. W końcu zmęczyła się bezsensowną wędrówką przez las.
- Myślisz, że to drzewo będzie wygodne? – zapytała kiwając głową do przestrzeni między dwiema brzozami. – Masz rację, to obok będzie lepsze – powiedziała przenosząc wzrok na wielkie drzewo, którego pokręcone gałęzie układały się prawie jak specjalnie przygotowane dla niej schody. Powoli zaczęła się wspinać. Weszła prawie na szczyt i usiadła na jednej z gałęzi, druga, jakby wyrosła za nią tworząc oparcie. Czuła się dziwnie, jakby las ją obserwował. Jednak nie bała się. Zdążyła już zapomnieć o całej złości, która kryła w sercu, o wylanych łzach, których słone ścieżki świeciły wyschnięte na jej poczerwieniałej z podniecenia twarzy. Wyciągnęła kolejnego papierosa. „Nie pal tyle, słoneczno” usłyszała w swojej głowie.
- Nie martw się, nic mi nie będzie, obiecuję.
Zamknęła oczy i zaciągnęła się głęboko, głowę oparła na obrośniętej mchem gałęzi. Myślami krążyła gdzieś daleko poza ten las, poza miasto, poza całą ziemię. Była tam, gdzie zawsze chciała być, w innym świecie, odległym i dalekim, wolnym od zła i cierpienia. Z tego cudownego stanu wybudził ją dotyk zimnej dłoni. Wzdrygnęła się. Pomyślała, że to pewnie któryś ze znajomych przyszedł po nią.
- Nie idę do domku, chcę tu zostać – powiedziała półszeptem, wciąż delektując się resztami spokoju duszy.
- Nie chcę, żebyś szła. Chciałbym, żebyś została tutaj ze mną na zawsze. – Powiedział męski głos.
Zerwała się nagle, przerażona. Po raz pierwszy w życiu usłyszała tak bliski sercu głos, który towarzyszył jej przez dobre kilka lat naprawdę. Odwróciła się za siebie. Naprzeciwko ujrzała średniego wzrostu, przystojnego bruneta, z dłuższymi włosami, które odstawały na wszystkie strony. Był tak blady, że światło księżyca niemal odbijało się od niego, z czarnych oczu biła ogromna miłość i ciepło. Ubrany w czarny, skórzany płaszcz do kolan i ciemne spodnie, których materiału nie była w stanie rozpoznać, stał i uśmiechał się do niej. Niepewnie podeszła do niego, wysunęła rękę. On uprzedził ją i chwycił za dłoń, delikatnie, lecz niezwykle pewnie, miał tak aksamitną dłoń, tak delikatną, a jednocześnie bardzo męską.
- He…Henry… - wyszeptała, rzucając się w ramiona chłopaka. Po policzkach ponownie popłynęły gorące, słone łzy, jednak tym razem były to łzy szczęścia.
- Co ty tu robisz? Czemu dopiero teraz?
- Widziałem, że czujesz się samotna, nie chciałem już dłużej patrzeć na twoje cierpienie, więc… Jestem.
- Obiecaj, że będziesz ze mną już na zawsze i będę mogła zapomnieć o tych, wszystkich, którzy zrobili mi krzywdę… - przytuliła się mocniej, kurczowo łapiąc płaszcza. Jakby bała się, że chłopak znów jest tylko złudzeniem, znów siedzi tylko głęboko w jej głowie i szepce słowa pocieszenia, które usłyszeć mogła tylko ona.
- Wszyscy, którzy zrobili ci krzywdę są tutaj z nami, słoneczko… - powiedział ciepłym głosem. Ona spojrzała na niego z niedowierzaniem, gdy nagle znikąd pojawił się snop światła, a ich oczom ukazała się grupa ludzi otoczona gęstymi drzewami.
- Co oni tu robią? – zapytała.
- Przysłałem ich tu, żebyś mogła zdecydować, co z nimi zrobisz. Zawsze tego chciałaś, pamiętasz kochanie? Chciałaś ukarać każdego z nich. Teraz masz szanse.
- Henry… Ja nie chcę im nic robić. Chcę tylko, żeby obiecali, że już nigdy mnie nie zranią.
Uśmiechnięty dotąd chłopak nagle spoważniał. Rzucił groźne spojrzenie grupie w leśnej klatce i nagle drzewa zbliżyły się do siebie.
- Chcesz powiedzieć, że wybaczasz im całe to cierpienie? Nie chcesz ich ukarać? Nie chcesz niczego w zamian? – powiedział podniesionym, lecz spokojnym głosem. Ona odsunęła się od niego lekko. Położyła dłoń na jego piersi, drugą na swojej. Spojrzała mu głęboko w oczy i powiedziała z uśmiechem:
- Twoje serce bije tak samo jak moje. Znasz mnie przecież, nie chcę się mścić. Chciałabym jedynie wiedzieć, czym zasłużyłam na to wszystko. I nic więcej. To ty dałeś mi szczęście.
- Dobrze więc… W takim razie idźcie – powiedział, wyrzucając w ich stronę srebrny pył. Wszystkie drzewa, które dotąd uniemożliwiały im drogę wyjścia schowały się pod ziemię, a oni jeden za drugim bez słowa, z uśmiechem pojednania na twarzy odchodzili gdzieś w głąb lasu.
- Chcesz papierosa? – zapytała cicho. On spojrzał na nią w taki sposób, że nie potrafiła wyczytać z jego twarzy żadnej wskazówki.
- Daj, spróbuję tego twojego świństewka – uśmiechnął się promiennie.
Usiedli na jej drewnianym tronie przytuleni do siebie i rozmawiali. Czuła się jak w niebie, jakby to wszystko było snem. On istnieje! A wszyscy mówili, że to nieprawda. W końcu wtulona w swój ideał przyjaciela zasnęła spokojnym jak nigdy w życiu snem czystego, niesplamionego nienawiścią tego świata dziecka.

***

- Nic jej nie jest?
- Gdzieś ty ją w ogóle znalazł?
- Pomóż mu!
- Zamknijcie się już! – wrzasnął zdenerwowany chłopak, kładąc na stół zimną, brudną i poobijaną koleżankę.
- Co się stało? – zapytał ktoś z zebranych
- Nie wiem, gdy ją zobaczyłem rzucała się po lesie, krzyczała coś, mówiła o jakiś Henrym, a potem upadłą na ziemie…

*

-Henry… - powiedziała zachrypniętym głosem – Gdzie jesteś?
Nie słysząc odpowiedzi zaczęła rozpaczliwie przywoływać go w myślach, jednak nie słyszała odpowiedzi. Otworzyła oczy, jak przez mgłę widziała pochylonego nad sobą kolegę.
- Wiesz, wybaczam ci, Henry pozwolił ci odejść, teraz już wszystko będzie dobrze. Tylko powiedz mi, dlaczego…?

--------------
Jeszcze dziś to stąd zniknie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna -> Absurdalne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin