Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna Forum zostało przeniesione.

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Obdarzeni

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna -> Fantastyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 22:58, 04 Sie 2008    Temat postu: Obdarzeni

Nazwijmy to prologiem, czegoś większego. Jeszcze nie wiem dokładnie, ale naszło mnie, więc stworzyłam. A potem doszłam do wniosku, że podoba mi się ten pomysłRazz

-----------------

- Postawię się sobie i całemu światu. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Życiu, losowi i czyhającym na moje szczęście ludziom. Pieprzone demony. Ale nie pokonają mnie, nie tym razem. – Długowłosa, szczupła brunetka, wrzeszczała, śmiejąc się opętańczo, stojąc na dachu wieżowca w centrum Warszawy. – Słyszysz mnie, Marvel? Nikt z was nigdy nie odbierze mi szczęścia! Już nigdy, zabieram je ze sobą – krzyczała, wymachując rękami. W ciemną, burzliwą noc, spoglądając w dół, widziała tysiące migających świateł, przejeżdżających samochodów. Cały zgiełk tego cholernego miasta. A ona stała sama tutaj na górze z wyrokiem wydanym na samej sobie. – Idioci – prychnęła pod nosem, odgarniając mokre od deszczu włosy, poprzyklejane do twarzy.
Podeszła na sam skraj budynku. Popatrzyła w dół i na chwilę zastygła w bezruchu. Po kilkunastu sekundach podniosła się i odbiegła parę metrów od końca bloku. Zdjęła z szyi wisiorek – chiński znak harmonii. Ścisnęła w ręku i z całej siły rzuciła przed siebie. Wisiorek odbił się od brzegu budynku, wydając z siebie metaliczny dźwięk i poszybował w dół, prosto na ulice warszawskiej metropolii. Dziewczyna przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Otworzyła oczy i z pewnym spojrzeniem pobiegła przed siebie w stronę nicości. Jej nogi oderwały się od dachu wieżowca. Zaczęła spadać. Zimny wiatr przeszywał jej przemoknięte ubrania, które trzepotały niespokojnie modląc się o ratunek dla właścicielki. Spadała spokojnie, nie krzyczała, nie bała się. Była spokojna, dobrze wiedziała, co ją czeka. Pogodziła się z tym w chwili, gdy podjęła taką decyzję. Tę, która zmieniła wszystko.
Była coraz bliżej ulicy. Z każdym kolejnym metrem jej serce biło coraz mocniej, po jej plecach przebiegał dreszczyk podniecenia. Zamknęła oczy, by delektować się ostatnimi chwilami oczekiwania. Nagle poczuła silny ucisk w okolicach klatki piersiowej. Nerwowe szarpnięcie. Czyjeś ciepło. Gdy otworzyła oczy, leżała na dachu tego samego wieżowca, z którego chwilę temu skakała. Przed nią stała ciemna postać, po rysach poznała, że to mężczyzna.
- Kim jesteś? – zapytała, otrząsając się z lekkiego szoku.
- Nie zadawaj głupich pytań, Ashley. Dobrze wiesz, kim jestem. – odpowiedział. Odwrócił się w jej stronę i zaczął powoli zbliżać się w jej kierunku, rozchlapując uformowane przez deszcz kałuże. – Powiedz, co chciałaś zrobić? – zapytał, zdenerwowanym głosem. Jego oczy rozbłysły, cała sylwetka pojaśniała. Ciemne, średniej długości sterczące włosy, falowały lekko na wietrze. Oczy lśniły błękitem. Ciemne spodnie i skórzany, wystrzępiony płaszcz trzepotały rytmicznie na wietrze. Na rękach miał wycięte do pół palców rękawiczki, na nogach czarne, ciężkie buty.
- Nic! To nie twój interes! – broniła się, krzycząc. Zbliżył się jeszcze bardziej. Jego sylwetka rozbłysła błękitną poświatą. Przerażona dziewczyna, podniosła się na równe nogi i nie zważając na podarte na kolanach i tyłku spodnie, odkrywające prawy pośladek i poszarpaną bluzkę stanęła w bojowej pozycji, mierząc chłopaka wzrokiem.
- Bardzo się mylisz, dziecino – wysyczał. Na jego twarzy pojawił się wrogi grymas. Krzyknął, a poświata wokół niego zagęściła się.
- Kim ty jesteś… - zapytała półszeptem.
- Tym samym, czym i ty jesteś! – zaśmiał się histerycznie.
- Ja jestem zwykłym człowiekiem! – krzyczała, wypierając prawdę.
- Przestań, dobrze wiesz, że nie jesteś normalna. Jesteś taka, jak ja. Chodź ze mną, nauczę cię korzystać z tego, co masz – powiedział, spoglądając nieco łagodniej.
- Nie! Ty jesteś zły, chcesz mnie zabić! Jak cała reszta! Masz to samo spojrzenie! – wrzeszczała, odsuwając się nerwowo, pozostając ciągle w pozycji bojowej.
- Chcę ci pomóc – powiedział tak łagodnie i spokojnie, że brunetkę przeszło dziwne uczucie wewnętrznego spokoju, jednak prędko odgoniła od siebie myśl o tym. – Masz takie same oczy jak ja. Ten sam strach i niezrozumienie…
- Zamknij się! – Warknęła, ku jego zdziwieniu – Nie będziesz kolejnym, który mnie omamił. Nie dam się nabrać po raz kolejny. Nie dam skrzywdzić siebie i innych. Nie wiem, kim jestem, ale wcale nie chcę się o tym przekonywać. Odejdź i daj mi skończyć to, co zaczęłam, inaczej…
- Inaczej co? – przerwał jej stanowczo. Zawahała się. Inaczej co? Zabije go? Przecież nie tego chciała. Tego pragnęła uniknąć! Cierpienia niewinnych przez jej moc.
- Inaczej… Będę zmuszona cię zabić – powiedziała z goryczą w głosie. Popatrzył na nią z mieszaniną zdziwienia i rezygnacji. Westchnął głęboko, skupił się, a jego aura zrobiła się niewiarygodnie gęsta, wywołując odpychający wiatr – jakby pole siłowe.
- W takim razie proszę, zabij mnie – krzyknął, wysuwając rękę w jej stronę. Zatrzęsła się. Po jej policzku popłynęło kilka ledwo widocznych łez.
- Będziesz tego żałował! – krzyknęła, a jej oczy rozbłysły błękitnym blaskiem. Rzuciła się w jego stronę, a wokół niej zaczęła formować się, taka sama jak jego aura, tyle że nieco jaśniejsza. Uderzała z całej siły, jednak on wydawał się odpierać jej ciosy z niezwykła łatwością. Bardzo precyzyjnie blokował jej uderzenia, odpierał ataki, usuwał się. Ani razu jednak nie uderzył. Wśród ciągle miotających się kończyn, włosów brunetki, niesfornie unoszących się w powietrzu i jej zawładniętego wściekłością i rządzą pokonania go umysłu, który odzwierciedlały jej iskrzące błękitem oczy, widać było jego smutne spojrzenie. I nutę oczekiwania. Wyraźnie trzymał ja na dystans wyczekując odpowiedniej chwili.
- Na co czekasz? Walcz! – krzyczała, starając się zmusić go do ataku. Widząc brak odzewu przeszył ją piorun niewiarygodnej złości. Upadła na kolana, cała zaczęła intensywnie świecić. Aura otoczyła ją, była tak gęsta, że chłopak nie był w stanie jej zobaczyć. Jej włosy zaczęły zmieniać kolor, robiły się jasnoniebieskie. Z przerażeniem i żalem patrzył jak po raz kolejny nie udało mu się ochronić Obdarzonego przed mocą. Znów przegrał, przez swoją głupotę. Nie powinien być taki ostry, zawsze to samo. Chociaż był tak młody, tyle razu poniósł już klęskę. – Pomóż mi… - usłyszał nagle, zniekształcony przez moc, głos dziewczyny. – Pomóż! Nie wiem, co się dzieje, co mam robić. Nie mogę nad sobą zapanować! – krzyczała, pełna strachu. Podbiegł do skupiska aury, w którego wnętrzu się znajdowała. Przyłożył do niego rękę. Nie przejmując się bólem wcisnął ją na siłę do wnętrza błękitnej kuli i chwycił dziewczynę za rękę.
- Skup się na mojej dłoni, poczuj są. Poczuj pozytywną energię, spokój. Wchłoń ją – mówił. Zamknął oczy i skierował całą swoją pozytywną energię w dłoń, którą trzymał dziewczynę.
- Ja nie umiem! Nie mogę, nie mam siły! – krzyczała przerażona.
- Uwierz! Wierzę w ciebie, potrafisz. Skup się – mówił wciąż, starając się dodać jej pewności.
Brunetka popatrzyła na rękę chłopaka. Widziała jego aurę, którą pożerała jej własna aura. Zastanawiała się, jak to możliwe, obie aury były tego samego koloru, jednak ona wyraźnie je odróżniała.
- Nie! Nie, nie pozwolę wchłonąć jego energii! – krzyczała, płacząc. Zamknęła oczy i najmocniej jak mogła, skupiła się na sile chłopaka. Po chwili zdała sobie sprawę, że zaczyna ją pochłaniać. Napełniona nową energią poczuła się pewna siebie, silna i… Dobra.
- Przestań! – krzyknęła stanowczo. Stanęła. Energicznym ruchem ręki odgoniła kłęby aury, która rozproszyła się w powietrzu cicho skwiercząc. Wokół niej kumulowała się teraz czysta, dobra energia. Jej przyjemne ciepło i spokój koił jej nerwy. Spojrzała w stronę chłopaka. On, podpierając się rękami, wstał i zbliżył się do niej. Przyłożył jej dłoń do czoła i uśmiechnął się serdecznie.
- Udało się – wyszeptał do niej, po czym odebrał swoją moc. Chwilę potem dziewczyna straciła świadomość. Zemdlała z wycieńczenia i stresu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 14:47, 06 Paź 2008    Temat postu:

- Gdzie jestem?! – wycieńczona dziewczyna zerwała się ze snu z głośnym krzykiem. Przywitał ją niezbyt miły widok ciemnego, chłodnego pomieszczenia, które oświetlały 4 słabo świecące świece. To miejsce wyglądało jak piwnica jakiegoś drogiego domu. Chłód, drewniana podłoga, szare ściany, które w świetle świec wydawały się lekko pomarańczowe, brak okien. Zalękniona rozglądała się chwilę w poszukiwaniu wyjścia, ratunku, kogoś znajomego.
- Nie krzycz tak. I uważaj jak siadasz, to łóżko piętrowe. – usłyszała za sobą znajomy męski głos. Odwróciła się w tym kierunku i ujrzała siedzącego naprzeciw świecy błękitnookiego, rozczochranego bruneta. Ubrany był zupełnie inaczej. Skórzany płaszcz, ciężkie buty i ciemne spodnie zastąpiła czarna, luźna rozpinana bluza z nadrukiem, trochę luźne, przybrudzone jeansy i zwykłe adidasy. Jedyne, co pozostawało niezmienne, to rękawiczki – wciąż miał je na rękach. Przyglądając się chwilę, zauważyła, że jedna z nich byłą lekko wywinięta, pod nią błyszczało coś błękitnego. Zanim zdążyła się przyjrzeć dokładnie, chłopak zauważył jej wzrok i szybko poprawił rękawiczkę. Wziął książkę, która leżała obok niego i przeleciał kilka stron wzrokiem. Odłożył ją na bok, sięgnął do kieszeni, uśmiechając się do dziewczyny. Ona patrzyła zaciekawiona, czekając, co zrobi. Z kieszeni wraz z ręką wyciągnął wisiorek. Wziął go w prawą dłoń tak, że zawieszony na nim medalik dyndał luźno nad ogniem. Drugą dłoń wyprostował i przysunął blisko wisiorka. Zamknął oczy i zaczął wymawiać nieznane dziewczynie słowa. Może to była łacina? Greka? Nie miała pojęcia. Nagle jego ręka zaczęła świecić błękitnym światłem. Światło oplotło sobą medalik i rozbłysło oślepiając brunetkę.
- No, teraz będziesz bezpieczna – powiedział, z dumą spoglądając na pobłyskujący jeszcze wisiorek. Wstał i podszedł do ocierającej oczy dziewczyny.
- Trzymaj, to twoje – podał dziewczynie błyskotkę.
- Mój wisiorek! Skąd go masz? – zapytała zdziwiona i szczęśliwa, że go odzyskała. Wyrzucanie najważniejszego przedmiotu w jej życiu nie było zbyt mądrym posunięciem i żałowała go od chwili, gdy mocny ucisk klatki piersiowej uświadomił jej, że nie zginie tak łatwo.
- Hmmm… Widziałem, jak go rzucałaś, a podobał mi się. Stwierdziłem, że nie chcesz go stracić i szkoda, żeby się zniszczył – wyjaśnił, udając, że nie ma w tym nic dziwnego.
- Yyy… Ale ja go rzuciłam z dachu wieżowca – powiedziała, patrząc zdezorientowana.
- Widziałem – odparł tylko. Odwrócił się i usiadł z powrotem naprzeciwko świecy. Patrzyła na niego przez chwilę, jednak widząc jego obojętność zajęła się sobą. Wstała i zdała sobie sprawę, że jest ubrana w męskie ciuchy.
- Co się stało z moimi ubraniami?! – krzyknęła.
- Te podarte? Wyrzuciłem. Wybacz, jeżeli miały dla ciebie jakieś znaczenie, to mogę po nie wró…
- Nie o to chodzi – wydarła się. – Skąd mam na sobie te? – podbiegła do niego, szarpiąc za bluzę, którą miała na sobie.
- Przyniosłem ci – odparł, nie podnosząc wzroku z książki.
- Iii? – dopytywała
- i przebrałem cię, a potem wyniosłem ubrania do kontenera przed drzwiami. Jak wyjdziesz, to w lewo, jeżeli bardzo… - nie skończył.
- Że co?! – Wydarła się, uderzając chłopaka w twarz.
- Ej, za co?! – zapytał, zdezorientowany. W lewej ręce trzymał książkę, prawą za to zacisnął w pięść, jednak w porę się uspokoił. – Dowiem się? – spojrzał na nią tak zdenerwowany, że sam widok jego oczu ją przeraził.
- Ja… Ja, przepraszam – powiedziała, spuszczając wzrok – zdenerwowałam się bo, bo wychodzi na to, że mnie rozebrałeś… - skończyła nerwowo nabierając powietrza.
- No tak, tak było. Ale co ty sobie wyobrażasz?
- Nic, ja tylko…
- Ehhh – Popatrzył na dziewczynę i westchnął głęboko. Wyglądała na taką niewinna, delikatną i wrażliwą. Kto by pomyślał, że siedzi w niej taka siła? Rozczulała go. – Przepraszam. Gdybym wiedział, że tak to przeżyjesz, nie zrobiłbym tego – powiedział spokojnie, wyciągając rękę w kierunku niej – Zgoda?
- Zgoda – uśmiechnęła się, ściskając dłoń. – Powiedz, gdzie tak właściwie jesteśmy?
- W mojej piwnicy. Na górze mieszka mój dziadek. Poza tym tylko w tym miejscu mogłem stworzyć dla ciebie amulet obronny. Jeśli chcesz możemy wyjść…
- Nie pojmuję
- Czego?
- Jesteś zupełnie inny niż ten, którego poznałam… Wtedy – Popatrzył na nią podejrzliwie. Chwilę milczał, po czym zebrał się w sobie:
- Zrozumiesz, kiedy wyjaśnię ci dokładnie działanie tego, co w sobie nosisz. Na razie to ty musisz odpowiedzieć mi na parę pytań, ok? Powiesz mi to, co jest mi potrzebne, a potem ja ci wszystko wyjaśnię. Znaczy się tyle, ile jestem w stanie wyjaśnić.
- Rozumiem – pokiwała głową. Gestem ręki przywołał ją do siebie. Usiadła naprzeciwko niego, po drugiej stronie świecy. Patrzył na nią uważnym wzrokiem, dokładnie analizując każdy jej ruch i gest.
- Dlaczego chciałaś to zrobić? – zapytał, patrząc w skupieniu. Lekko speszona, niepewnie odpowiedziała:
- Ale co? – spotkała się z krytycznym spojrzeniem. Wiedziała, że przy nim nie może udawać głupiej, czuła, że przeszywa ją wzrokiem, dokładnie odczytując uczucia. Denerwowało ją to, czuła się nieswojo, jednak musiała stawić czoło temu uczuciu. – Jeżeli odpowiem, to wyjaśnisz mi wszystko, o co zapytam? – powiedziała, spoglądają przelotnie na rękawiczkę chłopak.
- Owszem… - odpowiedział spokojnie.
- Więc, ja…Bałam się. – wydusiła z siebie. Popatrzyła na niego zdenerwowana, jednak on dalej spokojnie patrzył jej prosto w oczy. – Bałam się, że przeze mnie komuś stanie się krzywda. – Znów spojrzała na niego. Patrzył niby tak samo, jednak zmarszczył brwi. Czekał na to, czego bała się powiedzieć, okaz jej samolubnego zachowania. Wstydziła się go. – Poza tym… - wlepiła wzrok w światło świecy – te wszystkie demony, Marvel i cała reszta. Gonili mnie, chcieli zrobić mi krzywdę, wykorzystać mnie. Przez nich… Przez moją moc… Przez to pieprzone gówno, które mam w sobie…! – krzyknęła ze łzami w oczach.
- Co się stało? – zapytał spokojnym, ciepłym głosem. Spojrzała na niego. Ujrzała zrozumienie i oparcie, chęć pomocy i szczere dobro.
- Nie wiem, kim ty jesteś…
- A...
- Nie! Przez to, co jest we mnie… Ja, zabiłam niewinnego człowieka… - powiedział półgłosem. Zamknęła oczy i opuściła głowę. Przed oczami po raz kolejny staną jej przed oczami siwy, długobrody dziadek idący spokojnie środkiem chodnika. Szła za nim rozwścieczona, przerażona, próbując ukryć się przed demonami. Wyprzedziła go i skręciła w boczną uliczkę. Usiadła w jej rogu, obok śmietnika i trzęsąc się ze strachu, ściskała wisiorek, modląc się o to, by już jej nie znaleźli. Nagle zobaczyła cień, coś zaskrobało. Metaliczny dźwięk kopanej puszki, zabrzmiał echem w jej głowie.
- Odejdź stąd ty głupi demonie! – krzyknęła, jednak nic nie usłyszała. Wysunęła się zza kontenera i zobaczyła tego samego, przygarbionego dziadka. Patrzył na nią poczciwie, zbliżając się coraz bardziej. Przekonana, że to kolejna sztuczka demonów zaczęła okładać go pięściami i kopniakami. Straciła panowanie nad sobą. Błękitna poświata spowiła jej ciało, kontrolując ruchy. Potężna kula energii uderzyła mężczyznę, chwilę potem poświata zniknęła. Podbiegła do mężczyzny i zobaczyła plamę krwi. Przerażona uciekła stamtąd jak najszybciej, na swojej drodze napotykając demona, którego słowa dręczą ją cały czas. „Urodziłaś się, żeby zabijać. Jesteś maszyną do zabijania, zabójcą tego świata”.
- Rozumiem… - westchnął cicho chłopak, przysuwając się do łkającej brunetki. – Ale nie martw się, już więcej nikogo nie skrzywdzisz. – uśmiechnął się. Popatrzyła na niego. W jego uśmiechu dostrzegła nutę bólu. „Zapytam o to” – pomyślała.
Gdy chłopak dowiedział się od Ashley wszystkiego, co było mu potrzebne na początek, zanalizował informacje i wyciągnął wnioski, poddał się przesłuchaniu dziewczyny.
- Więc, co chcesz wiedzieć?
- Na początek… Jak masz w ogóle na imię! – niemal krzyknęła z podekscytowania
- Nie przedstawiłem się? Mam na imię… Henry – uśmiechnął się serdecznie.
- Powiedz mi, co to za moc. Czemu jest błękitna, czy to ma związek z oczami, o których wspominałeś? Jaki ty masz z tym związek? Skąd to się bierze i o co w tym wszystkim chodzi? – zasypała go pytaniami. On popatrzył na nią i z poważną miną zabrał się do tłumaczenia.
- co to za moc, dokładnie nie wiem. Każdy, kto ją posiada, ma różne zdolności. To znaczy… Część z nich się pokrywa, przynajmniej tych podstawowych, jak ula energii, wytwarzanie zapory z aury i parę innych, ale o tym później. Każdy ma w sobie coś wyjątkowego, co materializuje się w niepowtarzalnej zdolności. Każda z nich istnieje po to, by wypełnić swoje przeznaczenie i gdy tak się stanie, osiągniesz pełną kontrolę nad mocą. Dopóki nie wypełnisz przeznaczenia, możesz zamienić się w błękitnego wojownika – to taki stan, gdy całe ciało spowije błękit, wypełniając także całe twoje wnętrze i przejmie nad tobą całkowitą kontrolę. Gdy tak się stanie, czekają nas bardzo niemiłe konsekwencje… - powiedział, zaciskając dłoń w pięść. – Co do oczu. Zauważyłem, że u wszystkich Obdarzonych dar można poznać po nietypowym odcieniu koloru oczu. Na pozór są zwykłe – niebieskie, jednak, gdy przyjrzeć się głębiej i dokładniej, widać w nich błękitną, jakby wypełniającą je mgłę. Tak właśnie odnajduję część z Obdarzonych. Skąd to się bierze… Tak naprawdę nie wiem, moja cała wiedza na ten temat została mi przekazana przez dziadka, która tak jak ja i ty… Miał w sobie tę moc. Zastanawiamy się nad tym, że może to być w jakiś sposób dziedziczone, ale tylko na specjalnych warunkach, których niestety nie znamy.
- Może, jeżeli twój dziadek i ty tak macie… A twój ojciec? – zapytała
- Nie wiem… Nie znałem go, ale z tego, co mówi dziadek… Ojciec był normalny.
- Ah… Powiedz, dlaczego odnajdujesz Obdarzonych? Po co to robisz?
- Czekałem kiedy zapytasz… - powiedział, uśmiechając się, jednak ona widziała, że tak naprawdę jest smutny. – Ja odkryłem swoje powołanie, jest nim odnalezienie Obdarzonego, który stawi czoła demonom. Poprowadzi innych i pomoże nam odzyskać spokojne życie, na nowo odbudowując granicę między naszym światem, a krainą demonów, która została zniszczona…
- Jak ją zniszczyli? – zapytała. Spojrzał na nią niepewnie.
- To bardzo długa historia… Może przełożymy to na jutro? Prześpij się… - próbował wybrnąć.
- Nie! – powiedziała stanowczo – Chcę wiedzieć, obiecałeś mi szczerość.
- No dobrze – westchnął. – Mam dar… I on wymknął się spod mojej kontroli. Zmieniłem się w najgorsze świństwo, jakie może zaistnieć z tej mocy. W błękitnego wojownika. Straciłem kontrolę nad sobą i wtedy zniszczyłem tę granicę… A teraz muszę odnaleźć kogoś, kto będzie w stanie ją odtworzyć. Zrobię wszystko!
- Rozumiem… A, twoje ręce?
- Co z nimi nie tak? – zapytał, udając zdziwienie.
- Rękawiczki. Ciągle je nosisz.
- Lubię je – uśmiechnął się. Spotkał się jednak z równie sceptycznym spojrzeniem, jakie on sam posłał dziewczynie zaledwie kilka minut temu. – Obiecałem, wiem. Ale tego ci dzisiaj nie wyjaśnię, wybacz.
- Okłamałeś mnie! – zdenerwowana wstała i rzuciła się na łóżko.
- Naprawdę przepraszam… - usłyszała skruszony głos chłopaka. Podniósł się i skierował w stronę drzwi.
- Nie! Poczekaj. Mam jeszcze jedno pytanie – zatrzymała go.
- Jakie?
- Miałeś wyjaśnić mi różnicę twojego zachowania
- No tak – zachichotał – Gdy używasz mocy, lub ingerujesz świadomie w jej przepływ w twoim ciele, ona w jakiś sposób wpływa na charakter, a raczej ujawnia cechy charakteru, które mamy, ale nie chcemy ich pokazywać na co dzień. A przynajmniej się staramy. – powiedział, przekręcając kluczyk w drzwiach – Jesteś głodna? Idę po coś do jedzenia.
- Ja… Nie, dziękuję
- Chińszczyzna, nic innego nie ma – powiedział, znikając za drzwiami. Ashley położyła się na plecach i wpatrywała w drewniany spód górnego łóżka, zastanawiając się ilu rzeczy jeszcze nie wie.
- Skąd wiedział, jak mam na imię?! – krzyknęła nagle, zrywając się z łóżka. – Zapytam… - Stwierdziła już spokojniej, po czym powróciła do rozmyślań.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 14:47, 06 Paź 2008    Temat postu:

Henry wbiegł po kamiennych schodach na górę. Przymknął drzwi do piwnicy i poszedł do kuchni.
- Co z nią? – usłyszałam za plecami głos dziadka.
- Dziadku… Czuje się dobrze – odpowiedział. Starszy mężczyzna podrapał się po brodzie. Podszedł do stolika i usiadł – Chcesz wody? – Zapytał Henry.
- Nie… Chodź tutaj – odrzekł stanowczo. Zdezorientowany chłopak podszedł niepewnie do dziadka. Ten, złapał go za bluzę i przyciągnął do siebie. Z kieszeni spodni wyjął podłużny, niebieski kryształ. – To może być ona – wyszeptał. – Weź kryształ i idź do niej, musimy to sprawdzić.
- Nie! Jeszcze za wcześnie, ona nawet…
- Przeciwstawiasz się mi? – zagrzmiał groźnie
- Dziadku, przestań. Najpierw musi nauczyć się korzystać ze swojej siły.
- Ona sama powstrzymała aurę, czego jeszcze chcesz?! – krzyknął
- Ciszej! Nie chcę jej denerwować.
Mężczyzna westchnął głęboko i schował kryształ z powrotem do kieszeni.
- To ona, czuję to. To szansa dla nas wszystkich… - powiedział i podniósł się z krzesła. Po chwili zniknął w drzwiach, zostawiając chłopaka samego.
Henry zabrał się za odgrzewanie mrożonej chińszczyzny. Krzątał się po wszechstronnej, białej kuchni, robiąc przy tym wiele bałaganu. Podszedł do jednej z górnych szafek i otworzył ją energicznie. Z wnętrza, wprost na jego głowę posypały się garnki patelnie. Zdenerwowany zaklął głośno.
- Co się stało? Pomóc ci? – zapytał kobiecy głos.
- Ashley! – krzyknął zdziwiony – Co tu robisz? Miałaś czekać na dole!
- Wiem, ale usłyszałam ten dźwięk i bałam się, że coś się stało. Chciałam pomóc… - Popatrzył na nią serdecznym wzrokiem.
- Umiesz gotować?
- Niespecjalnie, ale… Jakoś sobie poradzimy – zaśmiała się, drapiąc w tył głowy.
- Tak… - westchnął, patrząc na bałagan dookoła siebie.
Dziewczyna podeszłą bliżej i zaczęła zbierać porozrzucane garnki i upychać je do szafki. Gdy jej się udało, podeszła do paczki mrożonej chińszczyzny i popatrzyła na nią niepewnie. Odwróciła i przeczytała napisy na opakowaniu. Podeszła do kuchenki i wysypała zawartość torebki na głęboką patelnie. Włączyła ogień i odetchnęła z ulgą.
- Za 15 minut będzie obiad – uśmiechnęła się, odwracając do chłopaka.
- Super! – ucieszył się.
Obiad był wyśmienity, jak na mrożoną chińszczyznę. Zajadali się nią rozmawiając o różnych rzeczach. Pod koniec posiłku do kuchni przyszedł dziadek chłopaka.
- Witaj Ashley… - przywitał dziewczynę.
- Dzień dobry! – odpowiedziała, wstając z krzesła.
- Siadaj dziecko
- Skąd pan zna moje imię? Skąd w ogóle oboje je znacie – zapytała, gdy starszy mężczyzna dosiadł się do stołu.
- Mmmm chińszczyzna! – wyszczerzył się
- Proszę bardzo – podała mu talerz z jedzeniem.
- Twoje imię… Obserwowałem cię od pewnego czasu. Trudno więc, żeby nie obiło mi się o uszy. – Uśmiechnął się przebiegle i zaczął konsumować posiłek. Skończył i bez słow wyszedł z kuchni.
Dziewczyna ziewnęła głośno i popatrzyła na zegarek. 15.45
- Jak to jest, że przespałam pół dnia… Ej! Jaki dzisiaj dzień?! – zerwała się, zdenerwowana.
- Poniedziałek – odpowiedział.
- Zajebiście… - uderzyła się ręką w czoło.
- Mogę wiedzieć, o co chodzi?
- Szkoła…
- Chodzisz? – popatrzył zdziwiony – Myślałem, że porzuciłaś ją jakiś czas temu, dziadek wspominał.
- Bo ja się w niej pojawiam odświętnie, gdy dowiaduję się o ciekawych tematach lekcji… - zasmuciła się – Dzisiaj na biologii miała być genetyka.
- Trudno, będziemy mogli zacząć trenować.
- Trenować? Po co… Znaczy jak?
- Musisz nauczyć się podstawowych sztuk walki i kontroli mocy. Bez tego długo nie pożyjesz w spokoju. – wytłumaczył, robiąc przemądrzałą minę.
- Może dlatego chciałam się zabić – burknęła pod nosem, niezadowolona z przymusowego treningu. Chciała trenować i nauczyć się władać tym błękitnym paskudztwem, którym została Obdarzona, ale nie za cenę lekcji genetyki. Ironia losu, nie dość, że do szkoły chodzi równie często, co do klubów, to gdy już chce do niej pójść, nie udaje jej się dotrzeć. Wysłana na dół po sportowe ciuchy, które dla niej przygotował, zeszła niezadowolona, udając obrażoną na cały świat. W gruncie rzeczy złość już jej przeszła, ale nie może być zbyt łatwa i miła. Nie w tym świecie… Tu musi być twarda, zadziorna, pewna siebie – ta perspektywa ją przerażała.
Zbiegła po schodach do wnętrza piwnicy. Na łóżku zobaczyła złożone w kosteczkę ciuchy. Ciemne, luźne dresy z białym paskiem i białą bluzkę. Na niej leżała przepaska na czoło i dwie frotki na nadgarstki.
- Prawdziwie profesjonalne ciuchy – powiedziała sama do siebie – ciekawe, czy będą pasować lepiej, niż to – powiedziała, uśmiechając się na widok za luźnych, męskich ciuchów, w których cały czas chodziła. Ubrała się i nie ukrywała zaskoczenia. Długie, czarne ortalionowe dresy, biodrówki z cienkim białym paseczkiem po boku leżały idealnie. Długie nogawki bluzowały się przy przy kostkach sprawiając wrażenie, wypełnionych pierzem puf. „Jak w Aaladynie!” – zaśmiała się radośnie, zawsze podobały jej się takie spodnie. Luźny, biały t-shirt z nadrukiem peace&love fuck off i frotki. Była gotowa do treningu. Pobiegła po schodach na górę, zatrzymując się w korytarzu, by spojrzeć w lustro. Była zadowolona ze swojego wyglądu do tego stopnia, ze zupełnie zapomniała o swoim postanowieniu grania silnej i twardej. Pobiegła do kuchni.
- Jestem gotowa! – krzyknęła entuzjastycznie zatrzymując się przed stołem. Henry z nogami na blacie, bujał się na krześle. Gdy dziewczyna wbiegła z krzykiem, przestraszył się i runął razem z krzesłem na ziemie.
- Nic ci nie jest? – zapytała cicho, niepewnie do niego podchodząc.
- Taa… Nic mi nie jest – wysyczał, zaciskając powieki. Podniósł się, powyginał, otrzepał i wyprostował. – No to skoro gotowa, to biegiem do ogrodu!
Pokazał dziewczynie, gdzie ma na niego poczekać, a sam skoczył na górę szybko się przebrać. Ubrany w te same barwy, co dziewczyna, do ogrodu dostał się na skróty przez okno, co wywołało u niej nie małe zdziwienie.
- Tego też mnie nauczysz? – zapytała, rozdziawiając usta z niedowierzania i podziwu naraz.
- Tego i wielu innych ciekawych rzeczy. Ale na razie podstawy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 14:48, 06 Paź 2008    Temat postu:

-Eh… No dobra, już, dosyć! Proszę, nie mam już siły! – krzyczała Ashley, klęcząc w środku kałuży z trudem nabierając oddech.
- Gdybyś nie miała siły, nie mogłabyś krzyczeć – powiedział tylko i popchnął ją tak, że uderzyła głową w tafle wody.
- Zapłacisz mi za to! – wrzasnęła i wytwarzając wokół siebie świetlistą wzniosła się parę metrów nad ziemie i z rządzą mordu na twarzy rzuciła się na chłopaka. Uderzała niewiarygodnie mocno i precyzyjnie, jej szybkość przekraczała jego poziom co najmniej kilkakrotnie. Miał problem z odpieraniem jej ciosów. W końcu trafiła go w twarz. Chłopak odleciał parę metrów uderzył w mur, który przez siłę uderzenia rozpadł się w drobny mak. Po jego policzku popłynęła stróżka krwi.
- Straciła kontrolę… - wyszeptał, ocierając twarz. – Ahley! Ashley, słyszysz mnie?! Musisz z tym walczyć, nie daj sobą zawładnąć.
Dziewczyna popatrzyła na niego. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Cała zaczęła się trząść i głośno krzyczeć. Upadła na ziemie, a otaczająca ją aura zniknęła.
- Ash! – Henry podbiegł do dziewczyny i delikatnie zaczął ją podnosić
- Hen… Ja nie dam rady. Tak dobrze mi szło. I znowu… Znowu to samo, dlaczego?!
- Nie przejmuj się młoda, poszło ci lepiej, niż się spodziewałem. – poklepał ją po ramieniu i uśmiechnął się szeroko. – No to co, wracamy do treningu?
- No… Tak! – krzyknęła pewna siebie, podniosła do reszty z ziemi i znów wzleciała w powietrze, rozświetlając swoją postać aurą.
Walczyli długo i zawzięcie. Henry był pod wrażeniem postępów, jakie w zadziwiającym tempie robi dziewczyna. Był coraz bardziej przekonany, że to właśnie ona jest tą wybraną, że jego misja wreszcie się spełni.

Henry siedział w salonie, czytając przy lampce książkę o aurze i robiąc ważne notatki. Zajęty pracą stracił poczucie czasu. Nie zwrócił uwagi, że jest już po jedenastej.
- Henry… - chłopak drgnął nerwowo i odwrócił się w stronę drzwi, w których zobaczył ubraną w krótkie, czarne spodenki i luźną, różową koszulkę z długim rękawem Ashley. Była otoczona mrokiem, widział bardziej jej cień. Długie ciemne włosy, delikatnie opadające na ramiona, szczupłe nogi i nienaganna sylwetkę.
- S…Słucham? – zapytał
- Jest już późno, nie kładziesz się? – zapytała cicho i spokojnie, opierając się o framugę drzwi.
Chłopak zauważył, że dziewczyna jest naprawdę ładna, wręcz piękna, a w tej różowej bluzce wyglądała tak słodko i bezbronnie. Nie mógł uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która kilka godzin temu walczyła lepiej i bardziej uparcie od niego samego w obliczu prawdziwego zdarzenia. Myśl, że w tej młodej, delikatnej dziewczynie jest moc tak silna, że zdolna zniszczyć świat, a ona coraz lepiej nad nią panuje była tak odległa i niewiarygodna.
- Nie wiem, posiedzę jeszcze trochę i położę się – odpowiedział, uśmiechając się serdecznie.
- Ale… - zaczęła, zbliżając się powoli. Dźwięk jej bosych stóp, kroczących po drewnianej podłodze salonu dudnił w jego głowie, wprowadzając go w dziwny trans. – Nie chcę, żebyś był rano zmęczona, a przecież musimy trenować i…
Chłopak podniósł się nerwowo, czując obok siebie ciepło dziewczyny. Patrzyła na niego zdziwiona i lekko speszona. Ręce trzymała przy twarzy, spoglądając pytającym i sennym wzrokiem w oczy bruneta. – Coś się stało? – wyszeptała.
- Nie, wszystko w porządku, przepraszam – powiedział, odkładając książkę na stolik obok lampki. – Masz rację, powinienem się położyć – powiedział i gestem reki wskazał dziewczynie wyjście z salonu. Nagle po pomieszczeniu rozszedł się głośny bulgot
- Yyhehehe – zaśmiał się, zawstydzony – Z tego wszystkiego zapomniałem zjeść.
- To nic, chodź – powiedziała radośnie, ciągnąć chłopaka za rękę. Po jego ciele rozszedł się przyjemny, ciepły dreszcz.
Zaciągnęła go do kuchni.
- Wiedziałam, że nie jadłeś i… Zrobiłam ci kolacje
- Naprawdę? Dziękuję ci… - powiedział, lekko zmieszany.
- Wiec smacznego. I… Do jutra – powiedziała, opuszczając kuchnię.
Zostawiła chłopaka samego, sama biegnąc szybko do pokoju na górze, który podczas ich treningu przygotował dziadek Henry’ego. Powiedział, żeby czuła się jak u siebie i pokój urządził tak, że rzeczywiście tak się czuła. Duże, dwuosobowe łóżko z miękką pościelą z motywem gwieździstego nieba, niebieskie ściany, duża szafa w rogu, obok duże okno z szerokim parapetem, na którym stała malutka jeszcze paprotka. Niebieski, mięciutki dywan, stolik z dębowym krzesełkiem. Na ścianie wiszący obrazek tęczowej abstrakcji, a obok łóżka pozytywka z lampką – o takim pokoju nawet nie marzyła. Pomyślała wtedy, że przed nią w tym pokoju musiała mieszkać jakaś dziewczyna, będzie musiała zapytać o to chłopaka przed jutrzejszym treningiem. Oczywiście jeżeli nie zapomni…

Henry siedział w pustej kuchni, powoli konsumując przygotowany przez Ashley posiłek. Był zamyślony, wpatrywał się w krzesło naprzeciwko siebie i błądził myślami w krainie wyobraźni. Myślał o dziewczynie. O tym, jakie wywarła na nim wrażenie wchodząc do salonu. O tym, co czuł i co myślał. O przyjemnym cieple jej dłoni, delikatnej skórze i piękny uśmiechu. Wiedział jedno – spodobała mu się, chociaż sam nie chciał się przed sobą przyznać. Skończył jeść, umył naczynia i poszedł na górę.
Jego pokój znajdował się tuż obok pokoju dziewczyny, właściwie miał ją tuż za ścianą. Martwił go ten fakt. Chociaż nie tyle sam fakt, że była tak blisko, tylko ten, że wciąż o niej myślał. Odkąd pojawiła się w salonie nie mógł skupić się na niczym innym, każdą myśl wypierała jej postać w długiej, różowej bluzeczce z za długimi rękawami, które dodawały jej uroku. Przechodząc obok jej drzwi usłyszał dźwięk pozytywki. Spokojna, kojąca melodia kołysanki, którą kiedyś śpiewała mu matka. Wtedy, kiedy wszystko było takie zwyczajne, a on, mały bezbronny chłopiec leżał w księżycowym pokoju zasypiając wsłuchany w piękny głos mamy. Zatrzymał się przy drzwiach swojego pokoju i słuchał melodii.
- Henry, co robisz? – zaskoczył go głos.
- Ja… - chciał zacząć się tłumaczyć, jednak mężczyzna przerwał mu
- Kładź się spać, jutro pracowity dzień – powiedział ostro.
- Tak, dziadku – odpowiedział i posłusznie wszedł do swojego pokoju.
Położył się do łóżka i długo jeszcze nie mógł zasnąć, rozmyślając o młodej Ashley. Po pewnym czasie udało mu się odpłynąć do krainy snów.

Dziewczyna patrzyła na migające światełka pozytywki, nucąc melodyjkę, która bardzo przypadła jej do gustu. Sprawiała, że czuła się jak mała dziewczynka, otoczona ciepłem i miłością. Było jej tak dobrze, że nie chciała jej wyłączać, nie chciała wracać do szarego świata, do obowiązków. Czuła się tak beztrosko, chociaż przez chwilę nie przejmowała się ciążącym na niej zadaniu. Wyłączyła pozytywkę i odwróciła się na drugi bok. Zmęczona i spokojna bardzo szybko zasnęła.

- Henry! Henry! Otwórz, proszę, otwórz! Henry! – chłopaka obudził krzyki. Zerwał się z łóżka i próbował pojąc sytuację. Usłyszał walenie w drzwi i rozpaczliwe krzyki Ashley.
- Podbiegł do drzwi, otworzył je i został przewrócony na ziemie przez roztrzęsioną, zapłakaną dziewczynę.
- Henry! Tam ktoś był! Chciał mi zrobić krzywdę, jest w moim pokoju. Henry, boję się! – krzyczała, bez opamiętania machając rękami.
- Ash! Ash, uspokój się – mówił do niej stanowczo, trzymając za ręce – Patrz na mnie! Co się stało
- W moim pokoju.. Obudziłam się i on stał nade mną, chciał mnie zabić. A ja wtedy… Nie wiem, nie wiem. Rozbłysło niebieskie światło, a on był przy ścianie i ja uciekłam, a on krzyczał, boję się. Pomóż mi – mamrotała, ciągle drżąc.
- Poczekaj, pójdę sprawdzić, dobrze?
- Nie! Nie, nie zostawiaj mnie, proszę! – krzyczała, kurczowo trzymając się ramienia chłopaka. Ten, nie wiedząc, co ma zrobić, przytulił ją bardzo mocno.
- Dobrze, uspokój się i pójdziemy razem, tak? – zapytał cicho
- Dobrze… Ja, przepraszam – powiedziała, patrząc na niego czerwonymi od łez, smutnymi oczami.
Ashley uspokoiła się, wyszli z pokoju i powoli zbliżyli się do jej drzwi. Chłopak otworzył je delikatnie, a ona przerażona stała za nim, patrząc przez jego ramie do wnętrza pokoju. Ośmielony brakiem jakiejkolwiek reakcji na otwarte drzwi, wszedł do środka polecając dziewczynie, by na niego czekała. Wewnątrz pokoju było strasznie ciemno i cicho. Podszedł do łóżka i włączył lampkę. Melodyjka pozytywki cicho grała w tle pokoju. Rozejrzał się dokładnie. Nie widział nic niezwykłego. Już miał wychodzić, gdy nagle za jego plecami stanęła ciemna postać o czerwonych oczach i szarpnęła go w tył. Widząc to, dziewczyna głośno krzyknęła i cała zaczęła się trząść. Drzwi się zamknęły. Słyszała tylko krzyki i odgłosy walki, a w tle cichą melodyjkę pozytywki. Słysząc ten dźwięk momentalnie się uspokoiła, nabrała odwagi. Weszła do środka, przecież musiał mu pomóc. Jeżeli ten potwór coś mu zrobi?!
Podniosła poziom swojej energii, rozświetliła aurę i pewnie wkroczyła do pokoju. Ujrzała Henry’ego leżącego na ziemi i pochylonego nad nim potwora
- Zostaw go! – krzyknęła i uniosła prawą rękę na wysokość głowy stwora. Ten odwrócił się i spoglądając na nią czerwonymi ślepiami, wydał z siebie przerażający jęk.
- Bo co mi zrobisz? – wysyczał kpiąco
- Zabiję cię! – krzyknęła uderzając go kulą energetyczną. Nie wiedziała, jak to się stało, nie umiała tego robić, była przerażona.
Potwór upadł na podłogę obok Henry’ego, a ten skoczył na niego, wymówił kilka nieznanych dziewczynie słów i w jednej chwili po postaci pozostał tylko czarny dym, który wydostał się przez okno.
- Nic ci nie jest? – krzyknął podbiegając do zszokowanej dziewczyny
- Co to było?
- Demon, tylko demon… Wszystko jest już dobrze. Chodź, położysz się spać.
- Boję się… - wyszeptała i opadając na ziemie zemdlała.
Położył ją na łóżku i usiadł obok. Parę minut później Sahel obudziła się.
- Henry… Nie zostawiłeś mnie - powiedziała, uśmiechając się delikatnie
- Nie, no co ty, nie mógłbym – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech – Zostanę z tobą całą noc.
- Dziękuję ci! Ale Henry… Może połóż się
- Nie, porządku
- Nie chcę, żebyś przeze mnie był rano zmęczony – powiedziała, patrząc błagalnie.
- No dobrze – powiedział, ukrywając niechęć i położył się na łóżku obok niej.
Z jednej strony w innych okolicznościach może nawet cieszyłby się z tego sytuacji, chociaż sam nie był pewien… Swoje zainteresowanie dziewczyną uważał za coś negatywnego, po prostu się bał…
Popatrzył na spokojnie śpiącą dziewczynę, odetchnął głęboko i powoli zaczął zasypiać…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 14:48, 06 Paź 2008    Temat postu:

- Henry… Henry, wstawaj.. – w głowie dudnił mu słodki głos dziewczyny. – Henry, proszę cię…
- Co? – wybudził się.
- Ja… Przepraszam, bo chciałam wiedzieć skąd się wzięło to coś. I czy jeszcze przyjdzie
- Posłuchaj… To są demony, które zostały wysłane, żeby odebrać ci moc lub, jeśli okażesz się za silna, zawładnąć tobą i zaprowadzić do Otchłani, by… Zrobić ci coś złego… - przerwał, widząc przestraszoną minę dziewczyny. Zaspany, nie w pełni trzeźwo myślący objął dziewczynę ramieniem – Ale nie musisz się martwić, nic ci nie będzie. Będę cię bronić – uśmiechnął się. Ona patrząc początkowo niepewnie, po chwili przekonała się i wtuliła w chłopaka, jak w starszego brata.
- Henry, dziękuję ci.
Nie zastanawiała się nad tym, co do niego czuła. Wiedziała tylko, że jest jej bliski, lubi jego towarzystwo, był dla niej jak starszy brat, o którym marzyła cały życie. Z tą różnicą, że ten opiekuńczy, starszy brat był jej zbyt bliski i za bardzo jej się podobał. Jednak nie przejmowała się tym, była otwarta. Co ma być, to będzie – myślała. Wrażliwa dziewczyna, której całe życie brakowało ciepła. W tym dziwnym, nowym świecie pełnym niebezpieczeństw była małym dzieckiem, a on był jej prawdziwym obrońcą.
Zasnęli przytuleni do siebie, by rano obudzić się z blaskiem wschodzącego słońca.
Chłopak obudził się pierwszy. Wstał i poszedł do swojego pokoju, by umyć się i przebrać. Długo nie myślał nad tym, w co się ubierze. Czarne, luźne spodnie i luźny, biały t-shirt z kapturem. Na ręce ubrał swoje czarne rękawiczki. Na bosaka wyszedł z pokoju, rozciągając się w drodze do łazienki.
- Henryyy!!! – usłyszał za sobą krzyk dziewczyny. Ta po chwili dobiegła do niego.
- Ashley, coś się stało?
- Nie, co ty. – powiedziała odgarniając opadające na twarz włosy. – Przypomniałam sobie o pytaniu – wyszczerzyła się. Ubrana cały czas w tę samą, luźną piżamę, sprawiała wrażenie, jakby dopiero co zerwała się z łóżka
- Jakie pytanie?
- Obiecałeś, że odpowiesz mi na każde pytanie, pamiętasz? Więc, ja chciałam zapytać się o… - spuściła wzrok – o twoje ręce…
- Ehhh – westchnął głośno – Mogę opowiedzieć ci później? – dziewczyna skrzywiła się – Obiecuję, że dzisiaj ci to wyjaśnię, ale nie w tej chwili, ok.?
- No dobra… To ja idę się przebrać w coś normalnego – odwróciła się i w drodze do pokoju zaczęła szarpać się z bluzką. Zamknęła za sobą drzwi i stanęła przed lustrem wewnątrz szafy. Na wieszakach wisiały tylko dwie pary spodni i parę bluzek. Niezbyt zadowolona z wyrobu zbeształa się w myślach za wybrzydzanie i wyciągnęła z szafy czarne, luźne spodnie z kieszeniami i czerwoną bluzkę na jedno ramie. Przejrzała się parę razy, uśmiechnęła do swojego odbicia i radośnie wybiegła z pokoju.
Henry stał wpatrzony w łazienkowe lustro zastanawiając się, co powinien zrobić. Może zniknąć na noc? Nie, nie może, przecież jej obiecał. Ale co ma powiedzieć? Że zawładnęła nim moc, a to są tego skutki? Przecież ma być dla niej autorytetem.
Nie chciał opowiadać o tamtym dniu, sam nawet nie chciał go pamiętać. Dzień, kiedy jego dziadka porwały demony, kiedy zabrały go do podziemia. Bez namysłu pobiegł mu na ratunek. Stracił nad sobą kontrolę, moc zawładnęła nim zupełne, chociaż już nie powinna, już miał przecież całkowitą kontrolę. Po raz kolejny zmienił się w błękitnego wojownika, ale tym razem na zbyt długo… Udało mu się jedynie zniszczyć więzienie dziadka. Niszczył wszystko wokół siebie, zabijał każdego, kogo napotkał na swojej drodze. O mało nie pozbawił życia tego, którego przyszedł ratować. I gdyby nie to, że dziadek poświęcił ostatki swojej mocy, by go ratować… Pewnie wszyscy by teraz nie żyli. Moc zawładnęła nim do tego stopnia, że nastąpiły nieodwracalne zmiany na jego ciele. Już do końca życia swoje ręce będzie musiał ukrywać w rękawiczkach, by chociaż na chwilę zapomnieć o swojej głupocie, o największym błędzie życia.
- Kurwa! – wrzasnął, tłukąc lustro. Po jego nagich teraz dłoniach powoli zaczęły spływać stróżki krwi. Patrzył na nie załamany przez chwilę, próbując się uspokoić. Gdy nerwy opadły, wytworzył aurę wokół dłoni i szybko je uleczył. Gdyby tak mógł uleczyć to, co zniszczył błękitny wojownik… Wszedł pod prysznic, dalej zastanawiając jak ma opowiedzieć o tym dziewczynie.
- Hen, pośpiesz się, herbata ci stygnie! – z dołu domu dobiegł go głos Ashley. Ubrał się i powoli zszedł na dół – Wreszcie jesteś – uśmiechnęła się serdecznie. – Siadaj, już podaję.
Zdezorientowany popatrzył na dziadka, który wyraźnie zadowolony z postępowania dziewczyny siedział na krześle oczekując jajecznicy. Ashley wzięła patelnię do ręki, podeszła do stolika i nałożyła wszystkim po trochu. Usiedli do stołu, by spokojnie zjeść.
- Po śniadaniu znowu będziecie trenować? – zapytał dziadek
- Tak, dziadku. Przecież dobrze wiesz…
- Ja wybieram się do miasta, gdybyście czegoś chcieli – powiedział, patrząc znacząco na dziewczynę. Brunetka popatrzyła się niepewnie i nieśmiało zaczęła mówić.
- Gdyby Pan mógł… Nie mam szczoteczki do zębów i…
- Rozumiem – uśmiechnął się i wstał. – Więc życzę miłego treningu.
- Dzięki dziadku.
Mężczyzna wstawił naczynia do zlewu, założył buty i płaszcz, po czym wyszedł z domu.
Ashley patrzyła na Henry’ego
- Co jest?
- To chyba dobry moment, żebyś mi wyjaśnił…
- Ehhh… Nie mogę ci tego powiedzieć – powiedział smutnym głosem, spuszczając głowę.
- Jak to?! Przecież mi obiecałeś, że dzisiaj mi powiesz! Co ty… Co ty w ogóle… Nienawidzę cię! – ze łzami w oczach wybiegła z kuchni i pognała na górę, zamykając się w swoim pokoju. Położyła się na łóżku, zawijając w kłębek i włączyła pozytywkę.
- Powiedz… Jak mógł nie dotrzymać obietnicy? Przecież nawet nie chodzi mi już o te ręce, ale jak mógł jej nie dotrzymać… Ja mógł
- Ashley! Ashley, twórz1 – chłopak gorączkowo dobijał się do drzwi
- Odpieprz się ode mnie! Nienawidzę cię!
- Proszę otwórz!
- Nie, odejdź!
Zrezygnowany podszedł do okna na końcu korytarza i otworzył je szeroko.
Ash leżała na łóżku , smutno wpatrując się w pozytywkę, gdy nagle usłyszała stukanie w szybę. W pierwszej chwili przestraszyła się, myśląc, że to znowu demon i chciała zawołać Henry’ego, jednak zdała sobie sprawę, że jemu nie może już ufać. Zebrała się w sobie, wstała z łóżka i podeszła do okna.
- Henry?! Co tu robisz?!
- Nie chciałaś mnie wpuścić, więc musiałem inaczej
- Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać, nie mogę ci ufać.
- Daj mi chociaż wytłumaczyć. – Zastanawiała się chwilę, jednak w końcu otworzyła okno i wpuściła chłopaka do środka.
- Mów
- Więc… Nie mów, że nie możesz mi ufać. Pamiętasz, co było wczoraj? Naprawdę nigdy nie dam cię skrzywdzić, obiecuję ci to!
- Tak samo, jak obiecałeś, że mi powiesz. Skąd mogę wiedzieć, że z tym będzie inaczej? – zapytała drwiąco. Chłopak spuścił wzrok, zacisnął pięści i wydusił z siebie:
- Bo łatwiej jest mi obronić cię przed największym zagrożeniem, bo jesteś dla mnie ważna, niż opowiadać o największej porażce mojego życia, która utrudnia mi życie i nie pozwala wybaczyć samemu sobie tego, co zrobiłem! Rozumiesz?! Po prostu nie chcę o tym mówić, to jest zbyt trudne, rozumiesz?
- Henry, ja… Ja cię przepraszam. Nie wiedziałam.
- W porządku, nic się nie stało…
- Jeżeli naprawdę nie chcesz, nie będziemy o tym rozmawiać. Jeszcze raz przepraszam. Wiem, że zawsze mogę ci zaufać – powiedziała i przytuliła się do chłopaka. Skrępowany, delikatnie objął ją ramionami i odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję ci… - wyszeptał.
- A co z treningiem? – zapytała nagle, odsuwając się od niego, dla żartu ustawiając w pozycji bojowej.
- Mam pomysł… Jeżeli mnie pokonasz opowiem ci, co stało się z moimi rękami.
- Ale… Jesteś pewien?
– Tak, jak nigdy. To naprawdę ci obiecuję. – Powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę. Uścisnęła ją, a drugą ręką przecięła.
- Na jakich zasadach?
- Jeżeli trafisz mnie 200 razy w ciągu godziny, wygrywasz.
- Dobrze. Zaczynajmy więc – powiedziała z uśmiechem pełnym zapału. Wyleciała przez okno z pokoju, ukazując aurę. Przystąpili do walki. Henry wykorzystywał 100% swojej szybkości i siły. Miał nadzieję, że dziewczyna podskoczy poziom wyżej, był jednak pewien, że nie uda jej się trafić go 200 razy.
Dziewczyna walczyła n 100%. Robiła, co mogła. Starała się siła, szybkością, sprytem, jednak nic nie pomagało. W pewnym momencie chciała się poddać, jednak wtedy przypomniała sobie o misji, jaka ją czeka. Ona nie może się poddawać, nie ma prawa. Nie może zawieźć całego świata, a w tym momencie musi udowodnić sobie i Henry’emu, że jest zdolna przełamywać swoje granice, uda jej się, osiągnie swój cel. Poziom jej energii w jednej chwili wzrósł trzydziestokrotnie. Aura była bardzo gęsta. Ashley czuła, że powoli traci nad sobą kontrolę, ale nie poddawała się. „Nie tym razem, teraz to ja wygram. Z tobą, ze sobą i z całym światem!” Skupiła się i przystąpiła do ataku. Ku zdziwieniu Henry’ego jego obawy dotyczące tej gęstej aury na razie nie sprawdzały się. Dziewczyna zaczynała trafiać! Trafiać z ogromną siłą i cały czas panować nad mocą. Był z niej tak dumny, nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie… Że w ogóle uda jej sirot wcześniej niż za miesiąc. Był coraz bardziej przekonany, że to ona jest Wybrana.
- 200! Ha, wygrałam! Wygrałam! – zaczęła się cieszyć.
- Tak, rzeczywiście, udało ci się – uśmiechnął się. W tym samym momencie dziewczyna straciła całą siłę i zaczęła spadać
- Boję się – szeptała do siebie, prawie mdlejąc. Na szczęście chłopakowi udało się złapać ją w ostatniej chwili
- Mówiłem, że nie pozwolę, by ktoś zrobił ci krzywdę?
- Dziękuję.
- Chodź, odpoczniemy. – powiedział i zaniósł dziewczynę do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Pon 14:49, 06 Paź 2008    Temat postu:

Ashley i Henry siedzieli w salonie. Tak jak obiecywał, opowiedział dziewczynie dokładnie całą historię wiążącą się ze śladami na jego rękach.
- Henry…
- Tak, wiem. Dlatego nie chciałem o tym mówić – powiedział spuszczając wzrok.
- Nie o to chodzi, ja chciałam…
- Henry, jesteś tutaj? Pomóż mi z tymi zakupami – ich rozmowę przerwał, wchodzący do domu dziadek.
- Idę dziadku! – chłopak zerwał się z kanapy i obdarzając dziewczynę znaczącym uśmiechem poszedł wnieść zakupy.

- Kurcze, dziadku! Miałeś iść na małe zakupy! Co ty nakupowałeś?!
- Nie narzekaj, Ashley potrzebowała trochę ubrań. Poza tym, gdybyś nie zauważył lodówka była już zupełnie pusta. – Chłopak popatrzył na dziadka zdziwiony, po czym oboje wybuchli śmiechem.
- Ale ciekaw jestem jak potargałeś to wszystko do domu…
- Przepraszam… Mogę jakoś pomóc? – W drzwiach stanęła Ashley, nieśmiało uśmiechając się do mężczyzny.
- Nie trzeba, dziecko. Henry wszystkim się zajmie, dziękuję. Tutaj jest parę rzeczy dla ciebie – powiedział, wskazując ręką 4 duże siaty wypełnione ubraniami.
- Ale…
- Żadne ale, jeżeli tak bardzo chcesz pomóc, zanieś swoje rzeczy na górę i rozpakuj.
- Ja… Bardzo dziękuję. – zarumieniona poszedł do toreb i wniosła je na górę.
Delikatnie zaczęła wyjmować ich zawartość i wykładać na łóżko. Kilka par spodni, trochę bluzek, dwa stroje sportowe, 2 pary butów, trochę kosmetyków. Dziewczyna rozłożyła wszystko, po czym oddaliła się kawałek od sterty zakupów i osłupiała patrzyła na ich ogrom. Jedyne nad czym się teraz zastanawiała, to ilość wydanych pieniędzy, które będzie musiała oddać i wielka wdzięczność, jaką czuła w stosunku do starszego mężczyzny. Początkowo nie wydawał jej się zbyt sympatyczny, ale teraz… Sama już nie wiedziała, co o nim myśli. Wydawał się suchy i surowy, a jednak ma takie dobre serce…
Uśmiechnęła się do siebie w myśli i wzięła dwa pierwsze ciuchy z brzegu. Ku jej zdziwieniu leżały idealnie, na dodatek bardzo dobrze się w nich czuła. Z uśmiechem na twarzy poukładała wszystkie inne rzeczy do szafy i zbiegła na dół podziękować. Już miała wchodzić do kuchni, kiedy usłyszała dosyć ostrą rozmowę pomiędzy Henrym i dziadkiem.
- Możesz wreszcie wziąć się w garść? Jak ty się w ogóle zachowujesz!
- Przestań! Dobrze wiesz, że inaczej nie mogę!
- Skoro jest taka silna i wspaniała, jak mówisz, to czemu jeszcze nie postawiłeś ją przed próbą? Nikogo innego tyle nie trzymałeś!
- Bo…
- Bo co?!
- Bo martwię się o nią! Ona jest inna. Nie widzisz tego? Jest delikatną, wrażliwą DZIEWCZYNĄ, nie chcę, żeby stała jej się krzywda!
- Jeżeli to naprawdę ona, to nic jej nie będzie
- A jeżeli znów się pomyliłem? Kryształ ją zabije!
- Jeśli to ona, to nic jej nie będzie…
- Polubiłeś ją… Nie chcesz jej stracić
- Masz rację, ale twoje zachowanie. Nie rozumiem cię. Uważaj, żebyś znów nie popełnił głupstwa. Raz zapłaciłeś już za swoją głupotę.
- Dziadku… Wiem, co robię.
Ashley wahała się przez chwilę, jednak słysząc, że skończyli rozmowę, postanowiła wejść.
- Przepraszam…
- Ashley, dobrze, że jesteś. Zaraz będzie obiad – powiedział Henry, nerwowo się uśmiechając
- To super! Ja… Chciałam podziękować panu za to wszystko – zaczęła, podchodząc bliżej mężczyzny
- Proszę bardzo
- I chciałam zapytać, ile muszę panu oddać?
- Czego?
- No… Pieniędzy
- Nie obrażaj mnie
- Nie chciałam, przepraszam. – mężczyzna uśmiechnął się czule.
- Nie musisz mi nic oddawać, siadajcie do obiadu.
Po obiedzie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Ashley długo rozmyślała o podsłuchanej rozmowie. Nie rozumiała zupełnie o czym rozmawiali, ale czuła, że to nic dobrego. Kryształ? Próba? A jeżeli nie uda jej się to coś, co każą jej zrobić? Wtedy może umrzeć!
Bała się. Zastanawiała nawet, czy nie byłoby lepiej, gdyby odeszła. Nie chciała umierać. Nie teraz, gdy chociaż trochę nauczyła się panować nad tym gównem, które ma w sobie; kiedy jej życie znów nabierało sensu… Nie powinna słyszeć tej rozmowy, było jej strasznie głupio. Postanowiła, że pójdzie do Henry’ego i przyzna się do podsłuchiwania. Może przy okazji dowie się, o co chodziło…
Wstała z łóżka, przejrzała się w lustrze, zrobiła poważną i pewną siebie minę, po czym wyszła z pokoju. Jednak, gdy doszła do drzwi chłopaka, zaledwie parę metrów dalej, cała pewność odpłynęła gdzieś daleko, a ona stała zdenerwowana z minął przestraszonego kotka, tepo wpatrując się w klamkę. Nagle drzwi otworzyły się.
- A! Ashley! Co ty tu robisz? – zapytał, zdziwiony chłopak.
- Ja… Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała, siląc się na pewny ton głosu.
- Proszę, wejdź – wpuścił ją do środka i wskazał miejsce na łóżku.
Purpurowy wystrój pokoju wcale nie dodawał jej otuchy. W ogóle jedyne, o czym teraz myślała, to jakikolwiek pretekst, by wycofać się z tej rozmowy.
- Nie! Nie mogę zachowywać się jak przerażone dziecko! – powiedziała pewnym siebie głosem.
- Słucham? – popatrzyła na niego tępo, zdając sobie sprawę, że tego nie pomyślała, tylko powiedziała.
- No bo… Bo ja słyszałam dzisiaj twoją rozmowę z dziadkiem. Tę o kryształach i próbach i… Ja przepraszam, że podsłuchałam, nie chciałam. Naprawdę przepraszam. Ja musiałam przyjść ci powiedzieć i… Bo ja się boję tego – powiedziała, a po jej policzkach powoli zaczęły płynąć łzy. Zaczęła się lekko trząść. W napięciu oczekiwała aż chłopak zacznie krzyczeć, oskarżać ją, albo mieć chociażby pretensje. Ten jednak usiadł obok niej, objął ramieniem i zaczął uspokajać.
- Ej… Nic się nie stało, nie mam do ciebie żalu. A tej próby nie musisz się bać, uda ci się i wszystko będzie dobrze
- Ale skąd wiesz? Dziadek mówił, że jak mi się nie uda, to umrę! Ja nie chcę…
- Hej… Pamiętasz jak mówiłem, że nie dam cię skrzywdzić? – dziewczyna pokiwała głową – Nic się nie zmieniło. Dopóki nie będę prawie pewny nie pozwolę ci odbyć tej próby.
- A co z tymi innymi, którzy umarli? – tego pytania się obawiał. Puścił dziewczynę, wstał i podszedł do okna.
- Wiem, że może ci się to wydawać złe, dla mnie też takie było, ale… - mówił nie odrywając wzroku od okna. – w tym świecie jest tak, że albo przejdziesz te próbę pomyślnie i jesteś wybrana, albo jesteś niewiarygodnie silna i zdolna, a takich prędzej, czy później dopadną demony i wyciągnął z niego całe zło. Taki ktoś musi zginąć, nie ma wystarczającego Daru, by przetrwać. Nie myśl, że dla mnie to jest łatwe… Przez ten test, jakiś czas temu umarł mój przyjaciel – chłopak urwał nagle. Starał się ukryć łzy, jednak wspomnienie starego przyjaciela i widok jego śmierci w tak absurdalnych dla niego warunkach w tamtych czasach było zbyt bolesne.
Dziewczyna, widząc jego łzy poderwała się z łóżka i podeszła do niego. Rozumiała go, czułą to, co on. Wiedziała, jak to jest stracić przyjaciela. Może nie w tak tragiczny sposób, ale…
Pragnęła ukoić jego ból.
- Henry… To już był ostatni raz, nikt więcej nie umrze w ten sposób – powiedziała, dotykając jego ramienia. – Ja przejdę tę próbę. Uda mi się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnę…
- Ale wiesz… Za podsłuchiwanie powinieneś mnie chociaż skarcić – zażartowała.
- Tak uważasz? – zapytał i nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, została znokautowana poduszką.
- Nie do końca o to mi chodziło, ale jeśli chcesz… - chwyciła poduszkę i zaczęła okładać nią chłopaka.
Bawili się, śmiali. Widać było, że ich wspólne towarzystwo bardzo im odpowiada. Mimo dobrej zabawy, nie można było zapominać o obowiązkach.
- No dobra, najwyższy czas na trening – zarządził chłopak.
- Tak – odpowiedziała pewnie – za 5 minut na dole – krzyknęła, wybiegając z pokoju chłopaka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SamoSieja




Dołączył: 15 Sty 2007
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: female

PostWysłany: Śro 20:48, 19 Lis 2008    Temat postu:

Dla tych, którzy dobrnęli do miejsca naturalnej śmierci (przez niektórych z optymizmu zwanej "naturalym uśpieniem") tegoż dzieła, odnośnik do drugiego, obecnie także zmrożonego na czas bliżej nieokreślony (czyt. keidy mi dupa do krzeszła przyrośnie, w TV nie bdzie wywodów Wojewódzkiego, a cała kasa na imprezy przeleci na doładowania na 2gą kom).

http://www.enlamron.fora.pl/fantastyka,8/wampirycznie,1026.html

Smacznego:D
Ament^^ =>>>> Jodła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum zostało przeniesione. Strona Główna -> Fantastyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin